piątek, 30 września 2011

Powietrze zrobiło się ostrzejsze i oddycha się jakoś tak inaczej. Kurtki i płaszcze już wyjęte z szaf i znów można owinąć się o poranku szalem a do ręki wziąć kubek gorącej kawy. I ludzie wyglądają jakoś tak inaczej, tak jakby wszyscy oddychali świeższym powietrzem i wszyscy byli trochę szczęśliwsi. Uwielbiam tę porę roku bo to taka zmiana po lecie. Bo lato przychodzi, razem z nim słońce, ciepło i jasnoniebieskie niebo. Ale nie ma w tym nic specjalnego, nic takiego co czuje się w całym ciele jak wtedy, kiedy przychodzi jesień. Kolor nieba zmienia się z płowego w niesamowity niebieski, wiatr jest zupełnie inaczej odczuwalny a spadające liście mienią się w słońcu. 

Zmieniły się poranki i wieczory i bardziej brakuje mi teraz gór, bo choć tu też widać zmiany, nie ma nic piękniejszego niż góry jesienią. Multum kolorów, przeplatające się żółcie, czerwienie i zielenie i ten spokój, o który tak tutaj ciężko. Tak więc z utęsknieniem czekam na kolejny weekend w Skibogrodzie.

A ten ostatni - pomimo zwalczania choroby - przepiękny :) 










czwartek, 8 września 2011

Przyszła jesień i przyszły jesienne deszcze. Szmaciaki więc chyba w kąt i czas najwyższy przerzucić się na cięższą artylerię obuwniczą. Spacer w szmaciakach jednakowoż odbyłam, 1800m kałużami z Placu Małachowskiego na Chmielną. Ta jesień różni się od kilku poprzednich: Warszawa a nie Stirling, kawalerka a nie dzielone mieszkanie, gadanie do komputera i wino przez skajpa a zamiast czwartkowego Tamsa czwartkowe nic. Innymi słowy, raz na wozie raz pod wozem. Cały czas ta cholerna żaluzja, która uderza o okno z niewiadomych powodów. Założyłam dres i tak siedzę i obmyślam jakiś plan na siebie. Podobno brak planu to też jakiś plan... 

środa, 7 września 2011

Czasem budzę się z czymś w głowie. Dziś zdarzyło się tak, że całą noc śniło mi się właśnie to.