poniedziałek, 9 stycznia 2012

Trochę nie było pisane. Trochę też nie było robienia zdjęć. Są plany, czasu na realizację jednak trochę brak. W Warszawie nie ma zimy, marzy mi się więc śnieg i góry. I ciepła herbatka na stoku :) A w międzyczasie takie tam.








niedziela, 6 listopada 2011

No to pierwszy spacer odbyłam. Fakt, że musiałam sobie za niego zapłacić zagwarantował rzadsze wypady w przyszłości. Ogólnie pięknie, nie ukrywam, szczególnie w zakamarkach gdzie nie ma spacerujących rodzin z dziećmi, par i innych tym podobnych. Obowiązkowym punktem w nadchodzących dniach jest jeszcze sam pałac, dziś już niestety nieczynny. 

Foty, no nudne, ale są i pokazują gdzie jagod bywa obecnie. Mieszka się dobrze, dwa permanentnie rozłożone łóżka, piekarnik i Corona w lodówce całkowicie zaspokajają moje potrzeby. Wieczorne przebieżki (w końcu mam na nie idealne miejsce) i brak ciągłego dostępu do ciast w Green Coffee może pozwolą trochę zwalczyć zimowy schab. Muszę szybko znaleźć jakiś drogowy bajzel, rury, kostki i pozdzierane mury a będzie trochę lepiej. Zbyt wielki natłok estetycznych budyneczków Wilanowa też nie działa na mnie najlepiej. Podobno jak się poukłada na zewnątrz to w środku też automatycznie robi się jakiś większy porządek, ale ja muszę mieć chyba trochę niepoukładane na obu płaszczyznach. Na razie burdel mi towarzyszy i jest to towarzysz jedyny.


W świecie Simsów.











Zestaw na dziś: parówki, piwo, kakao, sałatka i ciastka. Może przetrwam.
Dziękuję, pozdrawiam.

piątek, 30 września 2011

Powietrze zrobiło się ostrzejsze i oddycha się jakoś tak inaczej. Kurtki i płaszcze już wyjęte z szaf i znów można owinąć się o poranku szalem a do ręki wziąć kubek gorącej kawy. I ludzie wyglądają jakoś tak inaczej, tak jakby wszyscy oddychali świeższym powietrzem i wszyscy byli trochę szczęśliwsi. Uwielbiam tę porę roku bo to taka zmiana po lecie. Bo lato przychodzi, razem z nim słońce, ciepło i jasnoniebieskie niebo. Ale nie ma w tym nic specjalnego, nic takiego co czuje się w całym ciele jak wtedy, kiedy przychodzi jesień. Kolor nieba zmienia się z płowego w niesamowity niebieski, wiatr jest zupełnie inaczej odczuwalny a spadające liście mienią się w słońcu. 

Zmieniły się poranki i wieczory i bardziej brakuje mi teraz gór, bo choć tu też widać zmiany, nie ma nic piękniejszego niż góry jesienią. Multum kolorów, przeplatające się żółcie, czerwienie i zielenie i ten spokój, o który tak tutaj ciężko. Tak więc z utęsknieniem czekam na kolejny weekend w Skibogrodzie.

A ten ostatni - pomimo zwalczania choroby - przepiękny :) 










czwartek, 8 września 2011

Przyszła jesień i przyszły jesienne deszcze. Szmaciaki więc chyba w kąt i czas najwyższy przerzucić się na cięższą artylerię obuwniczą. Spacer w szmaciakach jednakowoż odbyłam, 1800m kałużami z Placu Małachowskiego na Chmielną. Ta jesień różni się od kilku poprzednich: Warszawa a nie Stirling, kawalerka a nie dzielone mieszkanie, gadanie do komputera i wino przez skajpa a zamiast czwartkowego Tamsa czwartkowe nic. Innymi słowy, raz na wozie raz pod wozem. Cały czas ta cholerna żaluzja, która uderza o okno z niewiadomych powodów. Założyłam dres i tak siedzę i obmyślam jakiś plan na siebie. Podobno brak planu to też jakiś plan...