środa, 6 lipca 2011

Ten spóźniony.

Trochę się wydarzyło. Fakt. Nawet sama nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć. Jak zawsze w głowie tworzy mi się burdel możliwy do posprzątania tylko przez niewielu wytrwałych. Ale nie po to to wszystko. Zapsuty komp powodem był przestoju ogólnego. Teraz mam już nowe, piękne cacko i zaczynam ponowne korzystanie. Ze Szkocji wróciłam, w domu posiedziałam tydzień i ruszyłam dalej. Siedzę sobie teraz w tej Warszawie a przeżycie to dziwne. Choć być nie powinno. Przecież tyle już razy zmieniałam miejsce zamieszkania. Zawsze jakoś to wszystko leciało, samotność wiadomo, na początku wyczuwalna bardzo, później już coraz mniej. Ale tu jest inaczej, tak jakby łatwiej było mi dogadać się ze zbitką ludzi z innych krajów niż z tego, z którego pochodzę. Nie wiem, może było łatwiej bo wtedy wszyscy byliśmy w tej samej sytuacji, może nie. Okres próbny, minimalizm przeprowadzkowy, mieszkanie prawie puste. Jadam sama, wino też piję sama. I do kina chodzę sama. A kontakt tylko powierzchowny, żeby za dużo nie powiedzieć. Czasu może nie minęło wiele, ale w małej klatce zwanej kawalerką on jakoś zwalnia i rozciąga się jak guma.
Kobiety mojego życia rozproszyły się po świecie, każdy jakoś, coś, gdzieś sobie układa. Mężczyźni mojego życia są to tu, to tam. Wszyscy już tylko na telefon. Każdy za każdym tęskni i widuje coraz mniej. Zmiany w wyglądzie przy każdym spotkaniu są coraz bardziej widoczne. Tylko co robi się teraz, kiedy znów jest się samemu? Banały łatwo się mówi, wszystkie wytarte frazy, które nic nei zmienią. Każdy chętnie ich słucha, bo może uda się uwierzyć, może naprawde wszystko samo się ułoży i będzie jak w bajce, gdzie żyli długo i szcczęśliwie.
Na dziś skończę, plączę się bez sensu. Może nastrój dnia jutrzejszego pozwoli na trochę pozytywów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz